Nazwa naszego kraju pochodzi od nazwy plemienia zamieszkującego naszą ojczyznę – Polan. Samo słowo odnosi się do ludzi, którzy żyją na otwartej przestrzeni.
Polanie, plemię słowiańskie osiadłe w VIII–X w. nad Wartą, konsolidujące inne plemiona polskie;
Nazwa Polanie, pochodząca od wyrazu pole, oznacza mieszkańców dużych obszarów upraw rolnych; pojawiła się dopiero w początkach XI w., co tłumaczy się oddaleniem Polan od głównych szlaków handlowych, jak i od terenów objętych ekspansją Sasów, Rusi lub Czech; na przełomie VIII i IX w. Polanie wytworzyli wokół Gniezna i kilku innych grodów organizację państwową, na której czele stała dynastia Piastów, już na kilka pokoleń przed Mieszkiem I; ekspansywna działalność Polan w IX–X w. objęła Kujawy, Mazowsze i zachodnią Wielkopolskę, w końcu X w. także resztę ziem między Odrą i Bugiem, Karpatami i Morzem Bałtyckim.
Zamiast dużego związku plemiennego Polan archeolodzy wyznaczają w Wielkopolsce siedziby kilku bezimiennych plemion (grup etnicznych), nie rozstrzygając o drogach wzrostu władzy ponadplemiennej wśród nich. Nazwa Polan pojawia się późno w źródłach pisanych. Tzw. Geograf Bawarski, główne źródło naszej wiedzy o geografii plemiennej ziem dzisiejszej Polski w IX wieku nie zna tego plemienia. Stąd też powstała hipoteza, nawiązująca do wymowy kroniki Anonima zwanego Gallem, głosząca, że Polanie byli początkowo podporządkowani plemieniu Goplan (Glopeani u Geografa Bawarskiego), a śladem przejęcia przez nich władzy jest legenda o Popielu i Piaście. Stolicą Goplan i ich rządzącej dynastii „Popielidów” była zapewne Kruszwica, na co wskazuje nie tylko legenda dynastyczna, ale także wyniki badań archeologicznych. Hipoteza Gerarda Labudy sugeruje, że jednostka ponadplemienna posiadająca 400 grodów nie mogła zniknąć ze sceny dziejowej jak jakaś efemeryda, i że pod nazwą Goplan (i Glopeani) faktycznie ukrywają się Polanie.
Hipoteza Gerarda Labudy sugeruje, że jednostka ponadplemienna posiadająca 400 grodów nie mogła zniknąć ze sceny dziejowej jak jakaś efemeryda, i że pod nazwą Goplan (i Glopeani) faktycznie ukrywają się Polanie. Te wersje zdarzeń zakwestionował profesor Przemysław Urbańczyk z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, który odnosząc się do tezy przedstawionej przez niemieckiego historyka Johannesa Frieda, przyjmując, iż: * najstarsza wzmianka o Polanach/Polsce wyszła spod pióra Jana Canapariusa, opata rzymskiego klasztoru św. Bonifacego i Aleksego, wspominająca o Sobiesławie (Sobieborze) Sławnikowicu, który zbrojnie wyruszył cum Bolizlauo Palaniorum duce (Vita I) * najstarsze źródło, które zanotowało nazwę kraju „Polan”, to lista hymnów spisana w Reichanau ok. 1001 roku. W jednej ze zwrotek tzw. sekwencji św. Wojciecha czytamy że: Polania ergo tanti sepeliens floret martyryii pignora * najstarszym źródłem lokalnym są monety Bolesława Chrobrego opatrzone: PRINCE[P]S POLONIE datowane na 1003/1005 rok.
Zgadza się, iż nazwa Polonia i etnonimu Polonii pojawia się ok. 1000 roku nagle. Zatem z powodu braku wzmianek we wczesnych źródłach historycznych i rezultatów badań archeologicznych, współcześnie wyrażany jest pogląd, że plemię o nazwie Polanie mogło nigdy nie istnieć. Nazwa Polanie bywa w tym przypadku używana umownie w odniesieniu do plemienia lub plemion wielkopolskich, którym przypadła rola zapoczątkowania państwowości polskiej.
Ślady produkcji żelaza, na terenie naszego kraju, datuje się na VI-V w. p.n.e. Dymarki odkryte w okolicach Pruszkowa powstały 200-300 lat później. O skali przedsięwzięcia stanowi ilość stanowisk archeologicznych – blisko 4 tysiące. Przy czym na największych zarejestrowano nawet kilkanaście tysięcy pieców.
O atrakcjach jakie przygotowało muzeum przeczytacie tutaj.
Fotorelacja z Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego w Pruszkowie.
Sól tak zwane białe złoto zaczęto warzyć w okolicach Wieliczki już około 6 tys. lat temu.
To tysiąc lat lat wcześniej niż w chińskim Syczuanie i 2 tysiące lat wcześniej zanim Hebrajczycy (ponoć jako pierwsi) odkryli zalety soli. Według mało rzetelnych, ogólnie dostępnych informacji, wydobywano sól w Wieliczce nie znając jej zastosowania. Nasuwa się pytanie w jakim celu pozyskiwano sól, skoro nie znano tego surowca?
A może informacje, którymi jesteśmy karmieni nie do końca są rzetelne?
Znaczenie soli
Sól w ludzkiej historii odgrywała kluczową rolę. Imperia powstawały i upadały w pobliżu złóż soli, ponieważ w czasach antyczny i przed antycznych, sól była kluczowym surowcem “strategicznym”, który miał wpływ na rozwój i dobrobyt państw.
Zrozumienie działania i wykorzystanie soli kuchennej było jedną z podstawowych rzeczy, które umożliwiły przemianę Homo Sapiens ze społeczności łowców i zbieraczy do dzisiejszego społeczeństwa zurbanizowanego.
Sól warzoną możemy uzyskać tylko poprzez warzenie metodą wyparowania solanki, pochodzącej ze źródeł słonych lub wody morskiej. W strefie śródziemnomorskiej przy odparowywaniu soli człowiek korzystał z bezpośredniej operacji Słońca, o tyle w strefie środkowoeuropejskiej, gdzie lato jest krótsze, a deszcze częstsze, podstawę warzenia soli stanowiło sztuczne światło. Badania archeologiczne dostarczyły przekonywujących dowodów istnienia warzelni soli w okresach późno brązowym i wczesnożelazowym (VII i V wiek p.n.e. ) w różnych częściach Europy środkowej i zachodniej.
W Polsce, najstarsze ślady warzenia soli z wód solankowych, sprzed około 6000 lat archeolodzy znaleźli w okolicach Krakowa, Przemyśla i na Kujawach. Jednak rzadko wspomina się o kopalni w Wieliczce i najstarszym wydobyciu soli z VI w.p.ne. właśnie na terenach Polski.
Wspomina się jednak o dużo młodszej i pisze się jako najsłynniejszej europejskiej kopalni soli kamiennej, która znajduje się w Hallstatt w Hustrii. Chociaż eksploatowano ją 2500 lat temu. 3500 lat później niż w naszej Wieliczce.
Podsumowując, zadajemy państwu pytanie, czy zdajemy sobie sprawę jak wielkie bogactwo posiadały obecne ziemie Polski, prehistoryczne ziemie Słowian?, wydobywców i posiadaczy soli.
Dlaczego historia i obecne informacje, które są ogólnie dostępne przedstawiają nas Słowian w bardzo niesprawiedliwy sposób?
Dzień zesłania Ducha Świętego, zwany Pięćdziesiątnicą, potocznie Zielonymi Świętami lub Zielonymi Świątkami, jest w chrześcijaństwie świętem ruchomym i przypada 49 dni (7 tygodni) od Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, a więc przypada również w niedzielę. Stąd zapis w księgach liturgicznych „Niedziela Zesłania Ducha Świętego”. Uroczystość Zesłania Ducha Świętego kończy w Kościele katolickim okres wielkanocny.
Duccio, Zesłanie Ducha Świętego (fragment retabulum Maestà), 1308-1311
W niektórych regionach Polski, gdzie Wielkanoc nazywana jest Białą Paschą święto Zesłania Ducha Świętego nazywane jest Czerwoną Paschą. Prawdopodobnym wyjaśnieniem jest fakt, że dopiero po opisywanej w Dziejach Apostolskich Pięćdziesiątnicy apostołowie byli gotowi by poprzez męczeństwo świadczyć o swojej wierze. Nazwa Zielone Święta nawiązuje do okresu, w którym jest obchodzone. Wiosną do życia budzi się przyroda i w otoczeniu dominuje zieleń.
Zesłanie Ducha Świętego, czyli Pięćdziesiątnica, potocznie Zielone Święta lub Zielone Świątki (lokalnie także Czerwona Pascha) – według Dziejów Apostolskich wydarzenie, które miało miejsce w pierwsze po zmartwychwstaniu Jezusa Święto Namiotów. Na zebranych w wieczerniku apostołów i Marię z Nazaretu zstąpił Duch Święty. Apostołowie zaczęli przemawiać w wielu językach oraz otrzymali inne dary duchowe – charyzmaty. Wydarzenie to zostało zapowiedziane przez Jezusa przed jego Wniebowstąpieniem. Uroczystość Zesłania Ducha Świętego należy − obok uroczystości Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego − do najważniejszych świąt w chrześcijańskim cyklu rocznym. W Kościele katolickim uroczystość kończy okres wielkanocny.
Według Dziejów Apostolskich (Dz 2,1−11) to właśnie w dniu pierwszego po zmartwychwstaniu Jezusa Święta Namiotów na zebranych w wieczerniku apostołów i Marię z Nazaretu zstąpił Duch Święty. Kościół pierwotny obchodził uroczyście cały pięćdziesięciodniowy okres między Niedzielą Wielkanocną (Paschą), a pięćdziesiątym dniem po niej. „Ogólne normy roku liturgicznego i kalendarza” Kościoła katolickiego nawiązują do Listu świątecznego Atanazego Wielkiego, i wyjaśniają.
Należy wiedzieć o tym, że święto to ma przedchrześcijański rodowód i jest związane z celebrowaniem pełni wiosny.
Zielone Świątki wiele zaczerpnęły z pogańskiego Stada – słowiańskiego święta związanego z kultem płodności. Dawni Słowianie w czasie pełni wiosny śpiewali, tańczyli i urządzali zawody sportowe. Składano też ofiary, które miały zapewnić ludziom bezpieczeństwo. Dawne świętowanie tego momentu roku było na tyle ważne, że na terenach Rosji świętowano aż cały tydzień, stąd też czas ten nazywa się czasem rusałczym tygodniem.
Kronika Jana Długosza potwierdza, że obchody Zielonych Świątek wywodzą się z pogańskiego Stada. Kronikarz w swym dziele wspomina o genezie nazwy Stado, które wywodzi się jego zdaniem stąd, że w czasie Stada dzielono ludność na mniejsze grupki (tzw. stada), które następnie oddawały się mniej lub bardziej rozpustnym zabawom. Tak oto dawne pogańskie praktyki opisał w swej kronice Jan Długosz:
Na ich cześć ustanawiane były i urządzane igrzyska w pewnych porach roku, dla przeprowadzenia których nakazywano zbierać się w miastach tłumom mieszkańców obojga płci ze wsi i osiedli. Odprawiano zaś je przez bezwstydne i lubieżne przyśpiewki i ruchy, prze klaskanie w dłonie i ponętne zginanie ciała, inne uczynki przy równoczesnym przywoływaniu wspomnianych bogów i bogiń z zachowaniem rytuału. Obrządek tych igrzysk, raczej niektóre jego pozostałości zachowały się u Polaków aż do naszych czasów, mimo że wyznają chrześcijaństwo, powtarzane są co roku na Zielone Święta i przypominają dawne zabobony pogańskie dorocznym igrzyskiem, zwanym po polsku „Stado”, co tłumaczy się po łacinie „grex”, kiedy to stada narodu zbierają się na nie i podzieliwszy się na gromady, czyli stadka w podnieceniu i rozjątrzeniu umysłu odprawiają igrzyska, skłonni do rozpusty, gnuśności i pijatyki.
Słup majowy z ludźmi.
Najstarsze kronikarskie wzmianki o obchodach pogańskiego Stada sięgają przełomu XI i XII wieku. Kronika Herborda mówi wprost, że Stado świętowano 4 czerwca 1124 roku w grodzie księcia Warcisława w Pyrzycach. Podczas tych obchodów tańczono i śpiewano rozmaite pieśni, będące zapewne pochwałą rodzimych bóstw płodności – tj. Jarowita, Mokoszy, Łady, Roda i innych. O starosłowiańskim święcie obchodzonym w okolicach Zielonych Świąt wzmiankuje także Kosmas z Pragi, który w 1092 roku odnotował miejscowe zwyczaje tańczenia i urządzania igrzysk. Co ciekawe czeski kronikarz wspomina również o zwyczaju składania pod brzozami ofiar z jedzenia: kaszy, pierogów, jajecznicy itp. Z dużym prawdopodobieństwem można zatem założyć, że obchody Stada miały charakter ogólnosłowiański, wywodzący się jeszcze z zamierzchłej przeszłości.
Dawnym zwyczajem związanym z Zielonymi Świątkami jest tzw. majenie, czyli ozdabianie ścian, domów, bram i obejść zielonymi gałęziami oraz kwiatami.
Skoro wiosna trwa już w pełni, dobrze jest zebrać jej owoce i zabrać do ludzkich siedzib, po to by zapewnić sobie konieczną dla przetrwania rodu płodność. Dla lepszego efektu wszelkie powierzchnie można również wyścielić tzw. kalmusowym zielem, czyli po prostu tatarakiem.
Niektórzy nawet stawiają w tym czasie w obejściu całe młode brzózki. Wszystko po to, by zapewnić sobie urodzaj i płodność, a także ochronić się przed działaniem demonów wodnych, które odpowiadały m.in. za wegetację. Przypuszcza się, że właśnie stąd wywodzi się nazwa rusałczy tydzień, która ma związek z rusałkami – tzw. dziwożonami, wodnymi towarzyszkami topielców i wodników. Zwyczaj ten pod zmodyfikowaną postacią przetrwał w ludowych obchodach Bożego Ciała, kiedy to wracający z procesji mieszkańcy wsi zabierają ze sobą gałązki brzozowe mające zapewnić im urodzaj.
Konstantin Makovsky. Rusałki (1879)
Wszelkie swawolne obchody związane z Zielonymi Świątkami były przez lata tępione przez zwierzchników Kościoła. Jeszcze na początku XV w. (1408 r.) synod diecezji krakowskiej wydał oficjalną uchwałę potępiającą zielonoświątkowe zabawy, które krytykowano przede wszystkim za lubieżność i oddawanie się rozpuście. Według tego dokumentu pasterze w tym czasie mieli wyprawiać głośne i obfite uczty, na których bawiła się młodzież wiejska obojga płci. Duchowni grozili piekłem tym, którzy czas przeznaczony na nabożeństwo i modlitwę woleli przeznaczać na niemoralne tańce i zabawy przy ogniskach. Pomimo tego, tradycja ta zdołała przetrwać aż do połowy XX w., a w niektórych regionach nawet i dłużej. Cóż, nic w tym dziwnego – przychylność natury w tej porze roku wręcz nastraja do radości i świętowania.
Zwierzchnicy Kościoła czasem też powoływali się na racjonalne argumenty odnoszące się do natury, zwracając uwagę na to, że rytuały tzw. majenia niszczą przyrodę. Na nic się to jednak zdało, przez co dziś obchody zbliżone do dawnego Stada pokrywają się z kościelnym świętem Zesłania Ducha Świętego, które przypada na 50 dni po Wielkiejnocy. Święto to jest zapowiedzią nadchodzącego Bożego Ciała, którego ekwiwalentem w tradycji praojców było zwieńczenie rusałczego tygodnia. Pewne rozbieżności w terminach obchodów wspomnianych świąt wynikają z różnej konstrukcji pogańskich i chrześcijańskich kalendarzy liturgicznych. Dawni Słowianie obchody słowiańskiego Stada wyznaczali zapewne w oparciu o świętowane kilka tygodni wcześniej Jare Gody, których początek wypadał zawsze na dzień równonocy wiosennej.
Z czasem z bogatych obchodów przetrwało już tylko majenie, jednak warto zwrócić uwagę na to, że w kulturze ludowej na przestrzeni lat zostało odnotowanych wiele ciekawych zielonoświątkowych zwyczajów. Jednym z nich jest palenie w tym czasie na wzgórzach leśnych i polanach wielkich ognisk, które zwano palinockami bądź sobótkami (podobnie jak ognie rozpalane w innym terminie). Pasterze obchodzili z pochodniami swe hodowle i pola, by głosić formuły magiczne, np.: Opal Boże moje zboże, sąsiadowi jako możesz! Pomimo zwracania się do chrześcijańskiego bóstwa, trudno nie dostrzec wyraźnie pogańskich znamion tej prośby, która dawniej była kierowana zapewne do bóstw związanych z cyklem wegetacyjnym.
Innym ludowym zwyczajem jest stawianie przed domami urodziwych panien ukwieconych, zielonych słupów majowych, które był także nazywane majami lub wiechami. Były to bardzo wysokie, proste i okorowane pnie sosnowe, na których wierzchołkach wieszano bukiety z polnych kwiatów, zielonych gałązek i kolorowych wstążek. Zwyczajowo robili je kawalerowie-zalotnicy, po to by ukradkiem, w nocy ustawić je pod oknami wybranych dziewcząt. W ten właśnie sposób okazywali swoje zainteresowanie i względy. Tradycja stawiania słupów majowych ma zapewne związek nie tylko z wierzeniami dawnych Słowian, ale też ma rodowód indoeuropejski, gdyż stawianie słupów majowych praktykowano również wśród innych ludów. Przypuszcza się, że mają one związek z koncepcją axis mundi – osią świata, którą może być ogromne drzewo.
Warto pamiętać też o tym, że gdzieniegdzie majono też krowy. Strojono je w zielone wieńce i kwiaty, smagano zielonymi gałęziami, a także kadzono ziołami. Wszystko po to, by zapewnić krowie-żywicielce zdrowie i wpłynąć na obfitość dawanego przez nią mleka. Wspomnianymi ziołami wyparzano również wszelkie naczynia, w których znajdowało się mleko bądź masło. Witkami z drzew smagano zresztą nie tylko krowy, ale też tzw. fryców – pasterzy, którzy po raz pierwszy wychodzili z bydłem na pastwisko. Takiego pasterza z okazji Zielonych Świątek poddawano też rozmaitym próbom. W Wielkopolsce fryców smarowano sadzą i smołą, po czym wrzucano ich do pierza. Tak przeprowadzony rytuał wyzwolin mężczyzna powinien znieść dzielnie. Co więcej, po udanym obrzędzie miło było widziane postawienie pozostałym mężczyznom wódki i czegoś solidnego do zjedzenia, np. jajecznicy na kiełbasie.
W Wielkopolsce i na Kujawach wybierano w tym czasie spośród pasterzy i pasterek parę królewską. Królem był ten, kto przybył z bydłem jako pierwszy na pastwisko, zaś królową najlepsza pasterka. Taką parę przystrajano wieńcami i wstęgami, następnie zaś ustawiała się koło niej świta, której zadaniem było wystaranie się o sowite jadło, które do wieczora powinno być zniesione na pastwisko. Całą noc ucztowano i tańczono, zaś królewskiej parze pasterzy czyniono honory należne z racji tego wysokiego tytułu.
Na Podlasiu też jeszcze na początku XX w. odbył się obchód z królewną, podczas którego najpiękniej dziewczynie we wsi nałożono na głowę kwiatową koronę, po to by później oprowadzić ją wraz z innymi dziewczętami granicami pól. Nietrudno się domyślić, że i ten obchód kończył się ucztą i tańcami. Obchód z królewną miał dużo wspólnego z przedchrześcijańskim rytuałem odprowadzania rusałek. Wykonywane w czasie pochodu śpiewy i tańce były symbolicznym pożegnaniem rusałek, gdyż wedle wierzeń ludu na Zielone Świątki przypadał koniec okresu największej aktywności rusałek. Wiejski pochód wyprowadzał rusałki poza granice wsi, po to by powróciły na następny rok. Od czasu odprowadzenia rusałek możliwe stawało się kąpanie w rzekach i jeziorach, które wcześniej było zbyt niebezpieczne za sprawą złośliwości wspomnianych istot.
Ciekawym zwyczajem praktykowanym na Podlasiu i Kujawach, mającym niewątpliwie źródła w tradycji pogańskiej był tzw. Roduś, nazywany też wołowym bądź końskim weselem. Zabawa ta polegała na wodzeniu pięknego wołu lub konia, który był należycie ubrany w białe płótna, wstęgi, wieńce i kwiaty. Czasami na jego grzebie kładziono kukłę bądź nawet żywego człowieka. Orszakowi towarzyszyła młodzież, która wykrzykiwała Roduś! Roduś!, wymachując przy tej okazji zielonymi gałązkami i trzaskając z batów. Towarzyszyła temu rzecz jasna radosna muzyka. Nazwa Roduś to zapewne zdrobnienie od imienia Roda – słowiańskiego bóstwa płodności i opiekuna wspólnoty plemiennej.
Obchody Zielonych Świątek na polskich wsiach były huczne i widowiskowe. Nawet w mieszczanie jeszcze w XVIII w. urządzali w tym czasie pozamiejskie przejażdżki, żeby zaznać trochę radosnych zabaw z dala od miejskiego zgiełku. Szczególną popularnością cieszyły się Bielany, które w tym czasie stawały się drugą Warszawą. Zabawy zielonoświątkowe niewątpliwie miały duży urok, choć ich długa żywotność w kulturze ludowej stopniowo osłabiła ich magię. Dla dawnych Słowian omawiane powyżej czynności nie były tylko zabawami, ale też magicznymi rytuałami oraz sposobem na oddanie czci rodzimym bóstwom.
Obecnie Zielone Świątki obchodzone są nadal, jako święta państwowe w Holandii czy w Belgii. Są wolnymi dniami od pracy. Ludzie spotykają się tego dnia w kościołach, czy festynach.
W Południowej Dakocie powstaje największa na świecie rzeźba, autorstwa Korczaka Ziółkowskiego (1908-1982). Z pomysłem tym zgłosili się do niego wodzowie plemienia Dakota. Ziółkowski wykupił od rządu USA górę, którą wskazali mu Indianie (oraz okoliczne tereny) i przystąpił do projektu. Rzeźba przedstawiająca Szalonego Konia po ukończeniu, będzie miała 195 m długości i 172 m wysokości.
Po śmierci artysty, dzieło kontynuują jego dzieci i wnuki. Choć sam Ziółkowski nie mówił po polsku, zawsze podkreślał swoje pochodzenie, z którego był bardzo dumny.
Miejsce pochówku Mikołaja Kopernika ustalono dzięki kilku włosom znalezionym w jego księgach. Bogaty księgozbiór uczonego (jak i inne dzieła z biblioteki katedry fromborskiej) trafiły, w czasie Potopu, w ręce Szwedów.
Dzięki uprzejmości rabusiów polscy naukowcy, na podstawie badań DNA, mogli potwierdzić, że szczątki należą do wielkiego Polaka. 22 maja 2010 roku, po prezentacji sarkofagu w miastach związanych z życiem astronoma, odbyła się ponowna ceremonia pogrzebowa w bazylice katedralnej we Fromborku.
Pierwsza na świecie, uliczna latarnia naftowa, stanęła w 1854 w Gorlicach (woj. Małopolskie). Było to zasługą Ignacego Łukasiewicza, który odkrył sposób destylacji ropy naftowej. Paliwo do zasilania lampy, której konstruktorem był Łukasiewicz, czerpano z pierwszej na świecie kopalni ropy naftowej w Bóbrce koło Krosna. Co ciekawe kopalnia działa do dziś.
Minęło już 47 lat od odkrycia najstarszego, na świecie, wizerunku pojazdu kołowego. Prawdopodobnie, gdyby został on znaleziony gdzieś w Egipcie czy Peru a nie w polskich Bronocicach, byłby znany wszędzie. Nie jest to fakt ukrywany, ale zdecydowanie mało znany. Nie pozwólmy sobie wmawiać, że przed Mieszkiem, na terenie Polski, dzicy ludzie po lasach hasali.
Na zdjęciach rekonstrukcja wazy sprzed 5.500 lat i tablica upamiętniająca to odkrycie.
Stanisław Szukalski, zwany polskim Michałem Aniołem, urodził się 13 grudnia 1893 roku w Warcie (k. Sieradza). Zmarł w Burbank 19 maja 1987 roku.
Walka (ludzi z człowiekiem, ilości z jakością)ToporzełTwarz KomunizmuStanisław Szukalski (1893-1987)Dwudziestowieczny PotopAviatorCzarna MadonnaBolesław ŚmiałyYetisynKatyń
Kto wie jak potoczyłaby się Jego kariera gdyby nie niemiecka agresja na Polskę i późniejsza okupacja sowiecka. Całe życie Szukalskiego jest gotową historią na film, ale nie będę tu o nim pisał – jest dużo materiałów, do których z zapoznaniem się zachęcam.
Jedyny film opowiadający o Artyście pozostawia po sobie spory niesmak, choć nie dziwi, kiedy wie się, kto go zrealizował. Śmiało mógłby nosić tytuł „Troughful of Pearls„. Oczywiście jest to moje subiektywne odczucie. Każdy może wyrobić na ten temat swoją opinię oglądając go tutaj.
Jest to pierwszy z wpisów, w których będziemy starali się przypomnieć postaci wybitnych Polaków -artystów, naukowców czy odkrywców.
Kwiecień- Łżykwiat, jest drugim w kolejności miesiącem w kalendarzu Słowian zaraz po marcu-Brzeźniu.
Rachuba czasu u Słowian była ściśle związana z zajęciami gospodarskimi i zjawiskami przyrodniczymi.
Pory roku wyznaczały kolejne lata, a fazy księżyca kolejne miesiące. Dowodem na to jest to, że dzisiejsze słowo ‚miesiąc’ dawniej oznaczało ono Księżyc. Noce i dnie były liczone na podstawie zmiany oświetlenia w ciągu doby.
Obchody wiosennego święta w dniu 27 kwietnia, w trakcie którego jadący na białym koniu młodzieniec lub dziewczyna odgrywali rolę Jaryły.
Jedna z dziewcząt przebierana była za powyższe bóstwo i sadzana na białym koniu przywiązanym do słupa. Pozostałe panny śpiewały do jej:
Włóczył się Jaryło, Po całym świecie. Rodził żyto w polu, Płodził ludziom dzieci. A gdzie on nogą, Tam żyto kopą. A gdzie on na ziarnie, Tam kłos zakwitnie.
Jaryło, bóg wiosny i wegetacji, uważany za hipostazę Jarowita. Rodził się wraz z końcem zimy i początkiem wiosny, by umrzeć wraz z nadejściem lata i narodzić się ponownie za rok. W ostatnich dniach czerwca urządzany jest symboliczny pogrzeb Jaryły, w trakcie którego symbolizująca go kukła jest rozrywana lub chowana w grobie.
W dawnej Rusi powszechny był zwyczaj witania wiosny w dniu św. Jerzego. Rano — skoro świt — ludzie wychodzili w pole „na rosę” i na rogach swoich pól zakopywali do ziemi różne świętości, a więc: kostki z wielkanocnego baranka, bądź na kartkach spisane święte Ewangelie, wierząc, że zabezpieczy to ich mienie od gradów i grzmotów. Niekiedy podrzucano przy tym do góry jaja wielkanocne, mówiąc: „aby tak wysoko wyrosło zboże i skakał wesoły dobytek, jak podrzucane są te ja ja”
Trzeci raz, na wiosnę, w czwartek po Wielkiejnocy, staropolska tradycja nakazywała obchodzić Dziady. Kto przezimował, kogo nie zmorzył rzetelny post, który wówczas mało się różnił od głodu, kto spokojnie wytrzymał zaduch i brud chaty, ten radował się Chrystusowym Zmartwychwstaniem, szczycił się życiem i triumfował nad śmiercią. Skoro słońce wzeszło, w każdej chacie jedna lub dwie kobiety szykowały się w tzw. duszne odwiedziny. Kobiety ubierały się odświętnie w białe, płócienne ubrania, ze spiżarni wynosiły za chowane umyślnie na ten cel resztki święconego i zawinąwszy je w fartuch mówiły rodzinie, że idą teraz na Dziady!
Wczesnym rankiem białe postacie ubranych odświętnie kobiet udawały się za wieś, na piaski cmentarne. Szły uroczyście skupione, spełniając odwieczny obrządek. Zwykle opuszczony cmentarz zaludniał się wówczas białymi postaciami, jak tłumem widm. Kobiety błądziły po cmentarzu, szukając grobów swoich bliskich. Kiedy nieboszczyka tu chowano, robiono niewielki kopczyk z piachu, który znaczono malutkim drewnianym krzyżykiem wetkniętym w piasek. Po kilku dniach wiatr kopczyk rozdmuchiwał, po kilku miesiącach krzyżyk się przewracał i mogiła niczym nie oznaczona nie różniła się od innych. Nic więc dziwnego, że kobiety błądziły po cmentarzu i szukały sobie tylko wiadomych znaków. Jedna na grobie syna powiesiła na krzyżyku kilka paciorków, druga na grobie matki obwiązała krzyżyk czerwoną nicią, inna zaś na mężowskiej mogile zawiesiła fartuszek z wyszytymi na rogach krzyżami. Pastuszkowie i włóczęgi wiejskie często zabierali te pamiątki, toteż kobiety zbierały się i wspólnie przypominały sobie, gdzie kogo chowano. Wtedy zgarniały znowu piasek na kopczyk, zbierały ułomki krzyża, zawieszały nowy fartuszek. Po zrobieniu porządków, rozpoczynały właściwą ceremonię. Obrusami zaścielały kopczyki mogilne i składały na nich kołacze, jaja, ser, kiełbasę i butelkę wódki. Następnie siadały naprzeciw siebie, podpierały brodę piąstką i zaczynały za wodzić. Wreszcie któraś z kobiet podnosiła się, nalewała czarkę wódki, żegnała się mówiła: — Piję ja do ciebie, doniu serdeczna, żebyś wiedziała, że ci nic nie żałuję, i światło Boże niech ci świeci. I wylewała czarkę na piasek. Zaczynała się biesiada. Kobiety łamały kołacze na kęsy i pytały zmarłych, czy pamiętają zagony, które opuścili. Opowiadały też o bujnych trawach i trudu żniwa, którego z nimi już nie podzielą. Kruszyły ser i wspominały bydło, które nieboszczyk chował, opowiadając o wszystkim, co dotyczyło zwierząt. Spożywając tę ucztę kobiety kładły na piasek mogiły cząsteczkę każdego posiłku — dla ducha współbiesiadnika. Potem, pod wpływem libacji, rozczulały się nad swymi wspomnieniami, zbierały się w gromadki i gwar rozmów stawał się żywszy. Wspominały różne strachy, duchy, dziwy. Wreszcie smutek i zawodzenie zmieniało się w jakąś dziką radość z wiosny i życia. Kobiety zaczynały roić o swatach i weselach, zaczynały śmiać się i śpiewać. Dziady zbliżały się do końca. Kobiety wracały do wsi gwarnym tłumem, nie przypominającym już żałobnego pochodu. Gdy zapadał wieczór pastuszkowie i włóczęgi wiejscy odwiedzali cmentarze, rabując po trosze nowe paciorki i fartuszki ofiarne, szperając też w ziemi w poszukiwaniu kawałków kołaczy i sera. Po ich przejściu mogiły znowu zostawały opuszczone i nikt już nieboszczyków nie odwiedzał — aż do następnych Dziadów.
Jeśli chcesz zobaczyć jak wyglądało życie Słowian przed tysiącem lat odwiedź koniecznie to miejsce. Dowiesz się jak wyglądało wtedy rzemiosło, w co nasi przodkowie wierzyli, jak mieszkali i co jedli. Dzieci poznają starodawne gry i zabawy. Godzinny spacer z przewodnikiem i przystępnie podawane informacje powodują, że człowiek opuszcza to miejsce bogatszy o sporą dawkę wiedzy.
Zainteresowanych szczegółowymi informacjami, odsyłamy na oficjalną stronę Osady; https://www.slawutowo.pl/